Zamknięcie sezonu w Sundkøbing (1406)
Na zakończenie sezonu trio naszych Wężyc, znane niektórym jako sisterhood, w towarzystwie dwojga Siemowitów (naszych de facto półwęży) wyruszyło w odległe zamorskie kraje do małej wioski portowej Sundkøbing (Middeladercentret koło Nykøbing Falster).
Na miejscu grupa powiększyła się o skandynawskich przyjaciół. Klimat Wężownika udzielił się kilku miejscowym trollom i tak połączyliśmy siły!
Wraz z nimi codziennie szykowaliśmy wspólne posiłki w naszym gościnnym domku powroźnika, a wieczory rozpoczynaliśmy od wspólnego rysowania w ramach projektu tuszopaździernika (inktober). Nasz przyjaciel artysta zaopatrzył nas w średniowieczny tusz zrobiony ze zmielonych skórek orzecha włoskiego, oraz pióra, pokazał nam też jak je przygotowywać. Robiąc sporo kleksów niewprawionymi rękoma naskrobaliśmy parę pięknych rycinek opisujących naszą wyprawę.
To, co z wieczora pozostało, spędzaliśmy na śpiewach i rozmowach nagrzewając naszą chatynkę i jej kamienny „kaloryfer”, albowiem noce były chłodne, dnie zaś deszczowe i kiedyś trzeba było się wysuszyć. Nasi przyjaciele tłumaczyli nam starodawne pieśni i przygrywali na pięknych instrumentach, postaraliśmy się nie pozostawiać dłużni i zdarliśmy głosy na paru polskich przyśpiewkach.
Dniami i wieczorami rozgrzewaliśmy się i naszych licznych gości dobrym tradycyjnym kompotem zrobionym z jabłek z naszego ogródka… nie wiadomo czemu nabrał czarnej barwy co nas wcale nie zniechęciło. Raczyliśmy ich także wybornym suszonym mięsem własnej produkcji, które świetnie ułatwia wymowę duńskiego.
W międzyczasie próbowaliśmy także zwiedzić Kopenhagę, niestety polegliśmy, nasz powóz odmówił współpracy, wierzchowce zaś uciekły. Dni mijały nam aktywnie do tego stopnia, że tylko co poniektórzy znaleźli czas na zrealizowanie planu szyciowego.
Udało nam się pouczyć tańców i przećwiczyć je na rynku ku pociesze gawiedzi. Jako ekipa zawsze gotowa do pomocy czynnie braliśmy udział we wciąganiu łodzi na brzeg… a była to nie lada łódź, bo osławiona licznymi rejsami Agneta. Mówili nam, że to będzie dobra zabawa… na pewno była ciężka… Wykonaliśmy też, jak na aspirujących powroźników przystało, całkiem ładną linę.
Pod łuską Węża kryje się kruche serce, dlatego nie mogliśmy przejść obojętnie obok doczesnych pozostałości owcy Gilberta, uczciliśmy pamięć tego biednego zwierza małą prywatną ceremonią, osławioną następnie dziełami sztuki.
W środę wieczorem zachwycaliśmy się miastem i turniejem rozświetlanym przez dziesiątki lamp, świec i pochodni, a na koniec płonącymi wystrzałami z trebuszetów. Tym razem część z nas mogła wypróbować machiny wojenne w praktyce, znaczy się, od środka i żodyn z nas nie ucierpiał. Jesteśmy przygotowani, by podbić świat!
Ponownie zwiedzaliśmy las pełen tajemniczych stworów, których nikt z nas się nie uląkł (za to potwory uciekały przed nami, aż się kurzyło), oraz próbowaliśmy bardziej z bliska zapoznać się ze średniowieczną technologią.
Niestety wyjazd nasz zbyt szybko minął i w piątek wzięliśmy udział w pożegnalnej uczcie i tańcach, których jeszcze długo nie zapomnimy. Sundkøbing znów zachwyciło nas swoją urodą i czarem, oraz niezwykłymi ludźmi, z którymi żal było się rozstawać, ale nie smućmy się!
„W końcu sezon już za rogiem, w górę więc kielichy z miodem!” jak to nasza bractwowa pieśń głosi. A propos pieśni! Nasi zamorscy przyjaciele rozpoczęli tłumaczenie części z nich na obce języki 😉 Poza tym jest jeszcze jedna pozytywna wiadomość, mamy nowe osoby, które zadeklarowały chęć przyłączenia się do bractwa Sssssss!
Tekst Uruczek & Em
Fotografie i rysunki w tym poście (credits, credits!):
Marek Kunicki, Mariola Sztorc, Julia Ciborowska, Emilia Ciborowska, Aleksandra Kazimierska i Mats Janowski
Superowa relacja! Musimy się tam wybrać większą wężową ekipą 🙂
Dzięki 🙂 (W imieniu Uruka także). Oczywiście, że musimy!!! Węże, nie lenić się, tam można dojechać tanio, tylko trzeba mieć (sprawny) samochód :p
(A propos tego „tanio”: doszły mnie słuchy, że niemieckie autostrady mogą przestać być tak atrakcyjne… Ale może to tylko plotki!) A relacja super! Koniecznie musimy tam przypełznąć większą ekipą 🙂
Przejechaliśmy Niemcy w drodze powrotnej poza autostradami. Been there, done that, da się 🙂
Thanks for adding my pictures to the story! Hope to see you all soon!
Thanks for allowing us to 🙂 And for turning inktober into such a great experience! Mediiiiiiic!